sobota, 8 kwietnia 2017

Po prostu matcha.

Tematem dzisiejszego wpisu znowu będzie matcha, ponieważ chcę ją trochę odczarować. Rzeczy japońskie często jawią nam się jako odległe, obce i skomplikowane. I w zasadzie taka jest prawa. Część składników jest trudno dostępna, albo dostępna w pośledniej jakości, innych nie ma wcale. Estetyka jest niezrozumiała, jeśli nie przeczyta się paru książek, a nawet wtedy ciężko się z nią oswoić. Dlatego zanim będę się rozpływał nad najlepszymi gatunkami gyokuro (choć w zasadzie już to robiłem), twórczością genialnego Furuta Oribe, czy wyższością czarek w stylu raku, nad tenmoku, chcę Was do czegoś przekonać, bo mam wrażenie że inaczej moje teksty, zwłaszcza te o herbacie, będą trafiały w próżnię.

('drobny' zapas herbaty)

Chciałbym byście uwierzyli, że w polskich warunkach, nie doktoryzując się na japonistyce, możemy sami przygotować herbatę matcha. I to tak, by się nią autentycznie cieszyć, z rzeczy które da się kupić lub znaleźć w domu. Być może nawet będziemy ją wtedy parzyli w zgodzie z duchem drogi herbaty, choć bez ceremoniału.



Pamiętam jak mi trudno było zacząć robić w domu japońskie dania. Do niektórych rzeczy takich jak dashi i właśnie matcha zbierałem się latami, a po fakcie okazało się to wiele łatwiejsze niż przypuszczałem. Dlatego uważam, że możemy z tej tradycji czerpać pełnymi garściami, trzeba tylko wiedzieć jak, opisać to w taki sposób, by przysłowiowy Kowalski mógł zrobić w domu coś japońskiego, co będzie smakowało. Uważam, że na estetykę, historię i założenia filozoficzne przyjdzie czas później, jeśli tylko nasze zainteresowanie tematem się utrzyma.

Dla mnie przykładem uproszczonego podejścia do matcha jest próba przygotowania jej na wyjazdach, gdy pakuję tylko rzeczy najpotrzebniejsze i nie mam pod ręką tych wszystkich ułatwień, różnych specjalistycznych sprzętów, które nagromadziły się w domu. Ciężka, ale dość delikatna czarka to nie jest coś, co chcemy pakować do walizki, jeśli tylko jest inne wyjście. Przy takich założeniach łatwo przetestować, jakie jest naprawdę niezbędne, by zaparzyć dobrą herbatę.


Na przykład na tym zdjęciu mamy zwykłą, prostą miseczkę. Jest trochę za szeroka i o cienkich ściankach. Matcha łatwo się w niej roztrzepuje, ale szybko stygnie. Za to biały kolor naczynia pięknie podkreśla barwę naparu.

Przy innej okazji robiłem matcha w dużym kubku, takim szerokim, półlitrowym, używałem też miseczki akurat odpowiedniego rozmiaru, pomalowanej w chińskie wzorki i kupionej jeszcze za PRLu... I w zasadzie za każdym razem byłem zadowolony z efektu.
Jak widać na powyższych przykładach, wcale nie trzeba wiele by cieszyć się dobrą herbatą, można improwizować.

Co jest nam tak naprawdę niezbędne?

Po pierwsze: herbata: matcha dobrej jakości (patrz niżej), niecałe 2 g na porcję, czyli ok. pół łyżeczki

Sprzęt:
- mieszadełko: np. bambusowy pędzelek chasen. Słyszałem, że pędzel do golenia działa (oczywiście nowy, bez zapachu kremów itp.), ale sam nie testowałem. Mała trzepaczka też powinna dać radę. Tak czy owak w podróży oba zajmują podobną ilość miejsca
- czarka - oryginalny chawan, albo duża czarka/mała miska, raczej o płaskim dnie
- oryginalnie używa się bambusowego chashaku, ale starczy mała łyżeczka
- siteczko do przesiania herbaty - nie jest konieczne, ale pomaga zwłaszcza jeśli używamy improwizowanego mieszadełka.
- ściereczka/ręcznik papierowy do wycierania czarki miedzy kolejnymi parzeniami
-  ja często używam też małego kubka/miarki, by odmierzyć odpowiednią ilość wody

Woda:
80 ml na porcję herbaty, plus jeszcze trochę do ogrzania i przepłukania czarki.
Używamy wody o temperaturze ok 60°C - wymieniony wyżej kubek/druga czarka przydaje się też do schłodzenia wrzątku. W plenerze wygodny jest termos.

Nasze minimum, to: herbata (2 g/os), woda (80 ml/os), jakaś czarka/miseczka, coś do odmierzenia wody i herbaty, mieszadełko. Większość z tego da się znaleźć w standardowej kuchni. U mnie ten zestaw wygląda na przykład tak:


Nie od rzeczy byłoby też trochę spokoju, by móc się zrelaksować i cieszyć naparem. Miłe towarzystwo  i otoczenie również nie zaszkodzą. Przy większej liczbie osób typową metodą będzie przygotowywanie herbaty dla każdego po kolei, np. zaczynając od głównego gościa. Do tego rozmowy w trakcie i przemycie czarki po każdym parzeniu.

Herbatę wsypujemy do ogrzanego naczynia, zalewamy gorącą wodą i roztrzepujemy by herbata rozpuściła się w wodzie. Na wierzchu można też wytworzyć warstwę piany.

Matcha kulinarna vs. do parzenia

Matcha kulinarna może być używana do wyrobu ciast, lodów, można ją mieszać z jogurtem i podawać z owocami jako deser. Do picia jest jednak zbyt gorzka i często ma ciemniejszy, mniej żywy kolor.

Z dobrej jakości matcha trzeba się spodziewać ceny przynajmniej z 40 zł za 30 g, choć potrafi być też ona parokrotnie wyższa, w zależności od konkretnej uprawy - podobnie jak z winem. Na początek najlepiej zacząć właśnie od takiej półki cenowej i próbować czegoś lepszego dopiero po oswojeniu się ze smakiem.
Niestety to nie oznacza, że wystarczy sporo zapłacić i dostaniemy dobry produkt, nie ma tak łatwo, bo na rynku są też chińskie podróbki, którym brakuje smaku, aromatu i koloru. Nadają się do gotowania, ale są zbyt gorzkie do parzenia. Kupujemy więc tylko małe puszki/paczki, oryginalnie pakowane i z zaufanych źródeł. Najlepiej ze sklepów specjalizujących się w handlu herbatą. Dobrze jeśli mogą się pochwalić dokładnym miejscem produkcji i piszą jakieś konkrety, coś więcej niż: "to świetna zielona herbata, bogata w antyoksydanty".

Skoro tyle czasu poświęciliśmy herbacie, to na koniec chciałem jeszcze zachęcić do paru chwil refleksji nad wodą. W zależności od składu chemicznego, będzie ona miała różny smak, który może wpłynąć na właściwości naparu. Dlatego gdy wydajemy pieniądze na dobrą herbatę to nie ma co skąpić na wodzie. Już starożytni Chińczycy (albo prawie starożytni , bo ok 760 A.D.) zwracali uwagę na wodę, tworzyli listy najlepszych źródeł i spisywali je w księgach.

W Polsce woda z kranu jest zdatna do picia, ale w zależności od rejonu może mieć różny skład. Jeśli nie jesteśmy pewni naszej wody, to zadziała tutaj najprostszy test organoleptyczny: kupujemy zwykłą, nisko zmineralizowaną, niegazowaną wodę ze sklepu. Nalewamy do kubeczka i porównujemy z przegotowaną wodą z kranu. Często nie będzie czuć większej różnicy, a wtedy nie ma co przepłacać.

Mam nadzieję, że zachęciłem kogoś do spróbowania matcha w domu :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz