piątek, 28 lutego 2014

Herbata na luty: Pu-erh

Zawitała do nas wiosna, temperatury rzędu kilkunastu stopni, słońce i łagodny wiatr. Zmiana pogody przełożyła się na ból głowy, rozkojarzenie i ogólne niepozbieranie.
W związku z tym wygląda na to, że cykl wpisów o podstawowych typach sushi skończę w przyszłym tygodniu notką o nigiri, a teraz zajmiemy się czymś innym.

W pracy trzeba coś pić. Ponieważ nie jestem wielkim miłośnikiem coli, kawę piję rzadko, a picie soków kończyło się zwiększaniem obwodu w pasie (cukry proste), więc pozostaje herbata. Preferuję zieloną, ale od czasu do czasu przydaje się jakaś odmiana.

Tydzień temu, przy okazji standardowej dostawy do restauracji, zamówiłem też pu-erh. Pech chciał, że zgubiłem gdzieś zapisany kod produktu, wiec po prostu dopisałem do listy kolejną nazwę, bez dodatkowych notatek.

Na widok tego, co przyszło byłem równie zadowolony, co zaskoczony:


Tak, to jest ta sama deska na której zazwyczaj robię zdjęcia sushi. Przyszedł 1kg herbaty, zapas na rok, lub więcej.

A tak wygląda po wyjęciu z opakowania:


Parę słów wyjaśnienia czym jest pu-erh. Są to liście krzewu herbacianego, poddane procesowi utleniania i fermentacji, już po tym, jak zostaną wysuszone i zrolowane. W przypadku zwykłej, zielonej herbaty, fermentacja jest zatrzymywana bardzo wcześnie. Przez te różnice otrzymujemy produkty o diametralnie różnym wyglądzie i smaku. Pu-erh sprzedaje się najczęściej w formie sprasowanych cegiełek, więc ten, który dostaliśmy do pracy jest dość nietypowy.  Kolejną cechą charakterystyczną jest specyficzny, posmak naparu, kojarzący się ze starą piwnicą. Taki, mocno wyczuwalny aromat, jest typowy dla herbaty lepszej jakości.
Piszę tu całkiem poważnie, ponieważ niektórzy oceniają dojrzewający latami pu-erh podobnie jak stare, leżakowane wino. I podobnie za niego płacą.
Ten kawałek "ciastka" herbaty pochodzi z moich domowych zapasów. Widok od dołu, by było widać wgłębienie.


Te cegiełki są bardzo twarde, wiec warto zaopatrzyć się w twardy nóż (np do listów) i ułamywać po kawałeczku.

Wiele można przeczytać o rzekomych właściwościach odchudzających pu-erh, co pozwala sprzedawać ją w sklepach ze zdrową żywnością po odpowiedniej dla takich przybytków cenie.
Mi łatwiej jest uwierzyć, że ta herbata po prostu wspomaga trawienie. W tym właśnie celu kupowali ją od Chińczyków Tybetańczycy i Mongołowie, których dieta była bogata w mleko i mięso.


Pu-erh należy parzyć w temperaturze od 85 °C, do 95°C, gdzie niższa jest zarezerwowana dla lepszych gatunków. Czas parzenia też jest różny, przy pierwszym najlepiej zacząć od 30s-1min, a przy następnych wydłużać nawet do 5-10min. Z jednej porcji pu-erh można uzyskać koło 4 naparów, a gdy herbata jest wyższej jakości, to nawet 8.

Ten pu-erh parzę wodą to temp ok 95 °C i wytrzymuje ok 4 naparów.


Ten czajniczek yi shing jest wyposażony w sitko/zaparzacz, które można wyjąć i odstawić na bok, by przerwać parzenie.



 Jest to herbata na tyle ciekawa, że na pewno jeszcze się nią zajmę dokładniej w przyszłości.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz