czwartek, 5 grudnia 2019

Łosoś (4) filetowanie japońskie - sanmai oroshi

Chcę napisać jeszcze jeden artykuł o łososiu, by podsumować i zamknąć ten cykl. Planuję zamieścić tam parę ogólnych informacji i wskazówek, może jakiś przepis. Jeśli macie więc jakieś pytania to piszcie tu, lub przez fb. Postaram się odpowiedzieć na wszystkie, o ile tylko będę potrafił.


Sanmai oroshi, czyli filetowanie na trzy części, to tradycyjna japońska metoda podziału ryby, przy użyciu noża deba. W skrócie polega na odcięciu głowy, a potem oddzieleniu od kręgosłupa obu filetów.

Nie lubię stosować tej techniki do przygotowania łososia. W sporej mierze wynika to z tego, że jestem już przyzwyczajony do swojej metody. Filetuje mi się nią szybciej, wygodniej, a efekt jest taki sam, jak nie lepszy. Nie wydaje mi się, by była to kwestia wyższości jednego sposobu nad drugim, ale raczej mojej wprawy w stosowaniu jednej z tych metod.
A więc pomimo, że sam stosuję sanmai oroshi na łososiu rzadko, to chciałem ją umieścić w tym cyklu, byście sami mogli wybrać co bardziej Wam pasuje. Zwłaszcza, że przy mniejszych rybach, zawsze filetuję sanmai orshi.



Przewagą sanmai oroshi jest to, że pierwszym krokiem jest obcięcie głowy, a taką krótszą tuszkę o wiele łatwiej się przechowuje w lodówkach. Spokojnie można przerobić tak całą dostawę, schować do lodówki ryby których będziemy potrzebować dopiero za parę dni i filetować dalej tylko te łososie, które myślimy zużyć np. w ciągu następnych dwóch dni.

Deba vs gyuto

Nożem do sanmai oroshi jest deba. Można je wykonać przy pomocy gyuto, ale będzie nam trudniej.
Gyuto jest lżejszy, dłuższy i ostrzony dwustronnie.

Klinga ostrzona jednostronnie w sposób naturalny będzie się kierować przy krojeniu w stronę płaskiej części, czyli przy typowym trzymaniu, do kości, a nie do mięsa ryby.
Deba jako masywniejszy nóż pozwala nam też łatwiej przeciąć kości, np. żebra od kręgosłupa. Lżejszym nożem trzeba w to włożyć więcej siły i łatwo jest wtedy ciąć zbyt głęboko. Dlatego też do łososia najlepiej jest dobrać odpowiedni rodzaj deba: sake deba, o długości ostrza ok 19-21cm. Można używać mniejszej, ale jest to bardziej wymagające.

Możecie przejrzeć filmiki na sieci, różnią się paroma krokami, ale główny schemat jest bardzo zbliżony. Mi też zdarza się coś zmienić, ale w większości gdy filetuję tą metodą, trzymam się poniższych kroków:


1. Odcięcie głowy.

Ustawiam łososia głową w prawo, grzbietem do siebie i wcinam się pod płetwą, aż do kręgosłupa. Pod kątem, by jak najmniej mięsa zostało przy głowie.

Obracam łososia brzuchem do siebie i wykonuję podobne cięcie.


Opieram podstawę klingi o kręgosłup, lewą dłoń na grzbiecie noża, by zwiększyć nacisk i odcinam głowę.

2. Oddzielenie pierwszego filetu

Czubkiem noża przecinam żebra przy linii środkowej. Cięcie jest dość płytkie, by nie wbić się w żaden z filetów.

Po przecięciu wszystkich żeber w jamie brzusznej prowadzę nóż dalej kilkoma cięciami, które wchodzą coraz dalej w głąb ryby. Omijając płetwę staram się prowadzić nóż po szkielecie, znów by ograniczyć straty.


Obracam rybę grzbietem do mnie. Najpierw przecinam skórę na całej długości filetu. Potem długimi, płytkimi cięciami, od ogona do głowy, oddzielam górną część filetu od szkieletu.


Na koniec odcinam koniec filetu, od ogona, jak na zdjęciu:


Obiema dłońmi odkładam odcięty filet.
Nimai oroshi, filetowanie na dwie części, skończone.


3. Oddzielenie drugiego filetu

Zaczynając od brzucha przecinam łączenie żeber z kręgosłupem (znów płytkie nacięcie), odcinam płetwę i oddzielam oszczędnie kości od mięsa przy kręgosłupie  - jak na zdjęciu.

Podstawą klingi deba odrąbuję ogon.


Obracam filet grzbietem do mnie i odcinam górę filetu prowadząc nóż możliwie blisko kości.
Tniemy długimi, płytkimi ruchami, zaczynając bliżej grzbietu i zagłębiając stopniowo nóż w stronę kręgosłupa. Gdy dojdziemy do kręgów, to trzeba czubek noża poprowadzić trochę w dół, by spotkał się z podobnym cięciem z drugiej strony.



Na koniec mamy dwa filety i kręgosłup jako trzecią część, z której można jeszcze wyłyżeczkować trochę mięsa.


Od tego miejsca można kontynuować oczyszczanie filetów jak opisywałem we wcześniejszych artykułach.


4 komentarze:

  1. Może nie będę się odnosić do wpisu ale chciałam napisać, że ten blog to dla mnie kopalnia wiedzy o sushi za co należy się bardzo wielkie dziękuję. Merytoryczne pytania zadam jak opanuję podstawy. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja natomiast serdecznie dziękuję za ten komentarz, bo właśnie dla takich osób ten blog powstał i to daje mi motywację żeby pisać dalej.

      Usuń
  2. Jestem ciekawa jednej kwestii. Mianowicie co sądzisz o jedzeniu surowej ryby w sushi? Jeżeli nawet ktoś ma dostęp do zaufanego sklepu rybnego, to co z ryzykiem zakażenia pasożytami ryby, czy innym zatruciem?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Planuję kiedyś o tym szerzej napisać, ale na pewno nie w najbliższym czasie, bo to skomplikowana i złożona kwestia.

      W skrócie nie zalecam. Jedzenie surowych ryb nie jest jednoznacznie szkodliwe, ale może się wiązać ze zwiększonym ryzykiem zatrucia pokarmowego.

      Ja surowe ryby jem i podaję kierując się paroma zasadami, które pozwalają to ryzyko zmniejszyć:
      - ryby morskie są bezpieczniejsze niż słodkowodne
      - dziki łosoś jest traktowany jak ryba słodkowodna, bo żyje w obu środowiskach
      - niektóre badania sugerują, że łosoś hodowlany jest bezpieczny, bo jego pożywienie stanowi granulat
      - ważne by mięso ryby miało cały czas niską temperaturę. Jeśli raz podgrzeje się do temp. pokojowej, to ew. bakterie chorobotwórcze rozmnożą się o wiele szybciej. Niestety konsument może to kontrolować tylko od momentu zakupu: reszta to zaufanie do sprzedawcy (i sprzedawcy do hurtownika)
      - czasem stosuję mrożenie ryb np. w temp -20°C, przez co najmniej 24h. Dotyczy to zwłaszcza ryb o wysokim ryzyku zarażenia pasożytami (np. dziki łosoś, pstrąg, makrela)


      Poza tym zawsze mogą wystąpić różne przypadki szczególne np. nawet dobrze przechowywana, ugotowana ryba może wywołać chorobę, jeśli ktoś jest uczulony na alergeny, które wyprodukowały (już martwe) pasożyty.

      Ja zawsze pocieszam się, że popularne jajka na miękko lub tatar, czy nieumyte owoce i warzywa z krzaka też nie są całkowicie bezpieczne i myślę, że najlepsze co można zrobić, to z jednej strony uważać, a z drugiej nie dać się zwariować.

      Pozdrawiam :)

      Usuń