czwartek, 31 lipca 2014

Śliwka, czyli morela

Ume, bo o nich chciałem teraz napisać, znane są na Zachodzie jako "japońskie śliwki". Jest to określenie niepoprawne, ale tak silnie zakorzenione, że walka z nim wydaje się całkowicie bezsensowna. Mimo to warto wiedzieć, że gatunkowo ume to Prunus mume, czyli morela japońska.


Przygotowanie ume są o tyle nietypowe, że najczęściej używa się ich gdy są kwaśne i niedojrzałe: zielone, albo żółte, zanim zabiorą słodkawego smaku i zaczną spadać z drzew.

Dobrym przykładem są umeboshi, słono-kwaśne marynowane ume, o czerwonawym kolorze (nadawanym przez liście czerwonego shiso).
Sprzedawane są w małych pojemniczkach, do 100g w sklepach orientalnych z asortymentem japońskim, ale czasem można też zobaczyć kilogramowy, plastikowy "słoik":


Przetwory z ume są wysoko cenione ze względu na orzeźwiający smak i przypisywane im właściwości wspomagania trawienia. Dlatego często włącza się je jako dodatek do  typowego, japońskiego śniadania. Ze względu na mocny smak, często wystarcza jedna lub dwie.

Po usunięciu pestki i zgnieceniu miąższu na miazgę powstaje pasta, którą po doprawieniu (zazwyczaj na słodko) można użyć w sushi lub jako wypełnienie onigiri.


Ume służą też do produkcji słodko-kwaśnego napoju alkoholowego (umeshu), o mocy 10-15%. Owoce maceruje się w japońskiej wódce (shōchū) z dodatkiem cukru, przez okres nawet jednego roku.

W butelkach czasami zostawia się kilka ume zatopionych w alkoholu. Pojemnik ma wtedy kształt cylindra, zamiast typowego, widocznego na zdjęciu poniżej.


Umeshu, często spotykane jest pod nazwami "wino śliwkowe", albo "choya", a nawet "choya plum". Te ostatnie nawiązują do tego, że jedną z najpopularniejszych w Europie marek tego napoju, jest właśnie firma Choya.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz