Dziś mamy na tapecie dwie rzeczy: prażoną herbatę hōjicha i wafelki kitkat z zieloną herbatą matcha. Herbata o ciekawym, wyrazistym smaku, która jednocześnie nie jest aż tak delikatna by dodatek czegoś słodkiego zepsuł wrażenia z degustacji. Dobre połączenie, prawda?
Plan był dobry, niestety pierwsze podejście do japońskich kitkatów rozczarowało. Opakowanie jest ładne, ale te wafelki to głównie zabarwiona, słodka biała czekolada, przy której niewielki dodatek zielonej herbaty jest niemal niewyczuwalny.
Natomiast prażona herbata, to coś, czemu warto poświęcić trochę uwagi.
Opakowanie z grubego papieru które widzieliście na pierwszym zdjęciu dobrze chroni zawartość przed mechanicznymi uszkodzeniami, a drugie, wewnętrzne zatrzymywało w środku aromat.
To wielki plus kupowania herbat japońskich w oryginalnych opakowaniach po ok. 70-100 g zamiast z wielkich słojów czy puszek w herbaciarniach. Liście bardzo długo zachowują świeżość, są chronione przed wilgocią i mocnymi zapachami, które herbata chłonie jak gąbka. Zapobiega to też nadmiernemu utlenianiu.
Powyższe nie oznacza, że nie da się kupić dobrej herbaty w specjalistycznych sklepach - po prostu wymaga to od nas więcej uwagi, a od pracowników pieczołowitości przy przechowywaniu. Ja w każdym razie przy kupowaniu japończyków preferuję te małe hermetyczne paczuszki.
Hōjicha to herbata która powstaje przez prażenie liściastej zielonej herbaty, najczęściej bancha. W trakcie procesu podgrzewania na gorącej płycie liście ciemnieją, a herbata zyskuje przyjemny, orzechowy, orzeźwiający posmak. Zawiera też mniej kofeiny, niż bazowa, z której jest wykonana.
Parzenie zaczynamy od ogrzania czajniczka przez przepłukanie go wrzątkiem. Zazwyczaj parzymy wyższą temperaturą niż zielone herbaty, bo około 90°C Pierwsze parzenie trwa około 1 minuty, drugie półtorej.
Można ją też przygotowywać na parę sposobów, które zależą od jakości liści i osobistych preferencji. Warto spróbować zalać hōjicha niemal wrzątkiem i odcedzić już po pół minuty, albo parzyć przez 2-3 minuty w temp. 80°C i porównać efekty.
Na zdjęciu widać japoński czajniczek kyūsu a dokładniej yokode kyūsu - wersja z boczną rączką. Bardzo wygodny w użyciu i jeden z moich ulubionych.
Hōjicha to świetna herbata na lato i można ją pić schłodzoną, ponieważ nie gorzknieje tak jak zielone herbaty, która trochę postoją. Nadaje się też do parzenia w większych ilościach i odstawienia np. do lodówki.
Przed dodaniem tego wpisu dostałem w prezencie więcej japońskich kitkatów, miały więc szansę się zrehabilitować.
Niestety po otwarciu znikały szybciej, niż zdołałbym sięgnąć po aparat, dobrać właściwie tło i oświetlenie, więc mam tylko zdjęcie w opakowaniach:
Kitkat dark - bardzo dobry wafelek o smaku gorzkiej czekolady
Kitkat matcha - niestety to samo co w wersji, którą opisałem wyżej: smak białej czekolady zagłusza herbatę.
Kitkat truskawkowy - również na bazie białej czekolady okazał się największym zaskoczeniem spośród tych trzech rodzajów. Większość podobnych słodyczy mi nie pasuje, bo są odpychająco sztuczne, ale ten był smaczny. Naprawdę nie narzekałbym, jeśli dałoby się je powszechniej kupić w Europie.
Podsumowując, dwa z trzech na plusie, czyli lepiej niż się spodziewałem. Gdybym kiedyś trafił na inne smaki, to na pewno będę chciał ich również spróbować i to bez szczególnej obawy.
Bardzo lubię japońskie kitkaty.
OdpowiedzUsuń:)
OdpowiedzUsuń